Nie znoszę obowiązków domowych.
Nie znoszę zmywać naczyń.
Nie znoszę myć okien.
Nie czuję radości z szorowania podłóg.
Gotowanie to dla mnie czarna magia.
Pieczenie wychodzi mi raz na pół roku.
Nie przejmuję się umorusanym lustrem w szafie.
Tracę cierpliwość wycierając kurz.
Sprzątam bo muszę. Bo lubię jak w domu czasem jest czysto. Bo przychodzi moment, w którym rączki odbite na lustrze, zaczynają mnie drażnić.
Mój dom nie jest idealnie sterylny. Moje dziecko nie raz chodzi w brudnej koszulce, bo nie nadążam z praniem.
Mając wybór - układać z dzieckiem wieże z klocków, czy segregować rzeczy do prania, wybieram zawsze to pierwsze.
Mój kosz ma chyba podwójne dno, bo ciągle tego prania masę...
OdpowiedzUsuńPrzy trójce dzieci nie ma się co dziwić ;)
UsuńMam tak samo- nie znoszę obowiązków domowych i sprzątam, jak to określam, bez pasji. Mąż już się przyzwyczaił, zresztą brudu nie mamy. Test tej durnej rękawiczki zaś na bank bym oblała:).
OdpowiedzUsuńU nas czasem jest brudno ;) zazdroszczę na przykład mojej szwagierce, która ma zawsze wszędzie porządek. Ale ja tak nie potrafię...
UsuńUfff czyli nie tylko ja mam takie podejście :)
OdpowiedzUsuńJest nas więcej ;)
UsuńAle znam osoby, które codziennie muszą wszystko posprzątać. Kiedykolwiek z nimi rozmawiam to sprzątają, idą sprzątać, albo właśnie posprzątały ;)
A ja lubie robic porzadki tylko musze miec spokojna glowe a z dwojka szkrabow o to cieżko, sprzatanie w haosie mnie meczy :)
OdpowiedzUsuń