wtorek, 30 września 2014

Nie zmuszaj mojego dziecka do nocnika!


Każda mama spotkała się choć raz z nakazem od innych, nie raz obcych osób, wysadzania dziecka na nocnik.

"Najwyższa pora!"
"My zaczęliśmy sadzać na nocnik jak tylko nauczył się siedzieć."
"Mój przed roczkiem przestał korzystać całkowicie z pieluch."

Chyba nie ma innej około dzieciowej sprawy, która by tak wyprowadzała mnie z równowagi. Zaglądanie mojemu dziecku czy w tym już jakże "dorosłym" wieku 15 miesięcy, chodzi jeszcze w pieluszce, irytuje mnie niesamowicie.

Nóż w kieszeni mi się otwiera, a w oczach mam żądzę mordu.

Moi drodzy!

Nie wysadzam dziecka na nocnik. Nie zmuszam do siedzenia na tronie. Nie ściągam mu w pośpiechu ubranka jak widzę, że zaczyna załatwiać grubsze sprawy. Ma na to czas!

Nie chce mi się przez pół roku sadzać dziecko na nocniku co godzinę, bo może mu się uda. On jeszcze nie wie, że chce mu się siusiu i nie zawoła. Nie widzę sensu w męczeniu siebie i jego tymi sprawami. Nie chcę, aby korzystanie z nocnika wiązało się z szarpaniem z ubraniami w momencie, w którym i tak wszystko wyląduje w majtkach. 


Aktualnie Mateusz uczy się całkowicie innych rzeczy. Wchodzi sam po schodach, zaczyna naśladować zwierzęta, zaczyna coraz więcej mówić.

Ani on, ani tym bardziej ja nie jesteśmy gotowi na przygodę z nocnikiem.


(Robiąc niektórym na złość mam czasem myśli, aby czekać jeszcze z rok...)





poniedziałek, 29 września 2014

SOVA - Poduszka - Klin!

W końcu znalazłam czas, aby opisać jeden z prezentów, który otrzymaliśmy na bełchatowskim spotkaniu mam. Tak wiem, że minęło już prawie dwa miesiące od tego cudownego dnia, ale jak widać doba ostatnio jest dla mnie zbyt krótka, a rozbrykany Matuś potrzebuje mojej uwagi na 100%.

Przedstawiam Wam poduszkę marki SOVA w kształcie klinu.



Dlaczego taki kształt?

Małym dzieciom podczas snu często ulewa się mleko. Lekko uniesiona głowa zapobiega refluksowi, co zdecydowanie ogranicza możliwość zachłyśnięcia się pokarmem przez dziecko. Położne, babcie, sąsiadki zalecają podkładanie pod nogi łóżeczka z jednej strony książek, albo ułożenie zrolowanego ręcznika pod materacem. Metody te nie są zbyt komfortowe. Wątpię, abym znalazła w domu dwie książki o idealnie tej samej grubości. Do tego bałabym się, że lekkie przesunięcie łóżeczka, spowoduje zachwianie konstrukcji. Próbowaliśmy z ręcznikiem. Niestety jeden nie starczał na komfortowe ułożenie pod materacem, a zrolowanie go tworzyło komiczne załamanie materaca.

Dlatego dla naszych pociech stworzone zostały takie wspaniałe poduszki w kształcie klinu. Niestety nie zaopatrzyliśmy się w taką, gdy Matuś był mniejszy. Czego dzisiaj bardzo żałuję. Matuś miał duży problem z ulewaniem. Ma szczęście nie zdarzyło nam się, aby się zakrztusił leżąc w łóżeczku.

Z poduszki w tym kształcie zadowolone będą na pewno mamy dzieci, które mają problem z drogami oddechowymi. Jest również niezastąpiona u dzieci zakatarzonych. Uniesiona głowa ułatwia oddychanie, a wydzielina swobodnie może wypływać z noska.

Poduszkę montujemy pomiędzy materacykiem, a prześcieradłem w łóżeczku.


Co wyróżnia poduszkę firmy SOVA wśród innych poduszek tego typu?

Pokrowiec z materiału Evolon. Który w swoim składzie ma cząsteczki srebra. Materiał ten tworzy barierę dla roztoczy oraz jest antybakteryjny. Wprost stworzony dla małych alergików. Więcej na jego temat możecie przeczytać na tej stronie. Poduszka wykonana jest z oddychającej pianki poliuretanowej.



Na dzień dzisiejszy poduszka trafiła u nas do szafy. Matuś w nocy wędruje po całym łóżeczku.  Śpi do góry nogami,w poprzek. Na pewno spróbujemy z niej skorzystać przy najbliższym przeziębieniu. Na pewno poczeka cierpliwie na kolejnego członka rodziny. Porządnie za to zastanawiamy się nad zakupem pokrowca na materac, gdy będziemy Mateuszowi kupować łóżko.



wtorek, 23 września 2014

Desperate housewife!

Nie znoszę obowiązków domowych.

Nie znoszę zmywać naczyń.

Nie znoszę myć okien.

Nie czuję radości z szorowania podłóg.

Gotowanie to dla mnie czarna magia.

Pieczenie wychodzi mi raz na pół roku.

Nie przejmuję się umorusanym lustrem w szafie.

Tracę cierpliwość wycierając kurz.

Sprzątam bo muszę. Bo lubię jak w domu czasem jest czysto. Bo przychodzi moment, w którym rączki odbite na lustrze, zaczynają mnie drażnić.

Mój dom nie jest idealnie sterylny. Moje dziecko nie raz chodzi w brudnej koszulce, bo nie nadążam z praniem.

Mając wybór - układać z dzieckiem wieże z klocków, czy segregować rzeczy do prania, wybieram zawsze to pierwsze.



czwartek, 18 września 2014

Chorwacja #2!


Wracając w wakacji mieliśmy mały mętlik w głowie. Kochamy Włochy! Ale piaszczyste plaże nigdy nie zapewnią nam naturalnego cienia, potrzebnego dziecku. Do tego ciężko widzę utrzymać za rok Matusia na powierzchni 2x2m pod parasolem. Jednak w Chorwacji czegoś nam brakowało. Niby było wszystko. Piękne miasteczka, pyszne jedzenie, wspaniałe ciepłe morze. Urokliwe, wąskie uliczki, piękna, słoneczna pogoda. Chorwacja nie ma jednak klimatu Włoch. I pięknego, śpiewnego języka mieszkańców. Za rok będziemy mieć wielki dylemat dokąd się wybrać.

Do niezapomnianych przeżyć podczas tego pobytu możemy na pewno zaliczyć picie chorwackiego proszku - bardzo słodkiego, mocnego wina. W Primosten piliśmy ponoć u najlepszego producenta w mieście. Miejsce było bardzo klimatyczne. Niski murowany domek, w środku klepisko, parę beczek i butelek. Każda szklanka/kieliszek z innej parafii. Stare, zbite z desek ławki i stoły.
Jedliśmy Ajvar, jagnięcinę spod Peki. Piliśmy rakije. Jedliśmy pierwszy raz świeże, przepyszne figi. A najczęściej raczyliśmy się owocami morza! Przepyszne krewetki, smakowicie grillowane kalmary. I nasz hit: kalmary z baru typu fast-food. Pyszne krążki smażone w głębokim oleju, podane z sosem tatarskim, rozpływały się w ustach.


Ostatnie dwa dni upłynęły nam pod hasłem - skażenie rurociągu miejscowego. Był zakaz spożywania wody z kranu. Powodem były gwałtowne burze, które spowodowały spływanie wody z wyższych gór i osadzanie się zanieczyszczeń w źródle wody pitnej. W sobotę usłyszeliśmy nawet, aby się nie myć w tej wodzie. Na szczęście jechaliśmy już do domu.

W podrózy powrotnej spędziliśmy 24 godziny. Postanowiliśmy zrobić przerwę w Austrii i się porządnie wyspać. Jazda w deszczu praktycznie 400km, potrafi wykończyć każdego. Więc o 2 w nocy szukaliśmy hotelu w Graz, który przyjmuje podróżnych bez względu na porę dnia. Nie wiem co byśmy zrobili bez pakietu internetowego w UE w telefonie. Mateusz obudził się, jak był wyjmowany z samochodu. Pełen radości skakał po łóżku hotelowym i wydawało nam się, że ze spania nic nie wyjdzie. Na szczęście we własnym łóżeczku szybko zasnął.

I obiecana reszta fotek :)




Żadne schody nam nie straszne :)


Jak się ma dość wózka, to Mateusz sobie sam świetnie radzi :)

Disco Club - w murowanym domku bez okien ;)


Split:




I Trogir, który dla nas był mega zaskoczeniem po Szybeniku i Splicie. Miejscowość najbardziej klimatyczna z tych, które widzieliśmy w Chorwacji.








Chorwacja!

Parę dni temu wróciliśmy z Chorwacji. Spędziliśmy tydzień w urokliwym miasteczku Primosten. Tym razem postawiliśmy na lenistwo i wypoczynek na plaży.

Oczywiście miały to być nasze ukochane Włochy. Znajomi nas namówili na wspólny wyjazd, więc postanowiliśmy zmienić plany. Droga minęła nam bardzo szybko. Część trasy jechałam ja, część mąż. Nad ranem zrobiliśmy postój 1,5 h, aby Matuś mógł pobiegać, a my zjeść śniadanie i wypić ciepłą herbatę. Pod koniec przerwy były częstsze i dłuższe, bo Mateuszowi już się nudziło siedzenie w jednej pozycji. Przejechaliśmy 1100km w 15 godzin.

Nasze dziecko szybko aklimatyzuje się w nowych miejscach. Tym razem nie było inaczej. Łóżeczko turystyczne, własna pościel, pluszaki, smoczek i mleko, sprawiły, że większość wieczorów i nocy mieliśmy dla siebie.

Oboje z mężem byliśmy sceptycznie nastawieni wobec kamieni na plaży. Już w domu zaopatrzyliśmy się w maty i buty odpowiednie do tamtych warunków. We Włoszech wystarczy ręcznik i bose stopy ;) Mateuszowi nie przeszkadzało nic, o ile mógł się pluskać do woli. Chodziliśmy na plażę przystosowaną dla dzieci, gdzie spadek był niższy przez co dłużej było płytko. Odpowiadało to nie tylko Młodemu, ale również jego tacie. Do tego należy podkreślić plus jakim był cień na plaży. Idealny dla dzieci. Nie musieliśmy rozkładać żadnych parasoli. Drzewa dawały nam tyle schronienia ile potrzebowaliśmy. A wystarczyło przesunąć się 2m i leżało się w słoneczku. I zapomniałam: piękna przezroczysta woda, której przy piaszczystej plaży na pewno nie zobaczymy.

Mimo naszego zdecydowania na plażing - smażing, nie mogliśmy usiedzieć w jednym miejscu i pojechaliśmy zwiedzać. Zdjęć mam tyle, że podzieliłam je na dwa wpisy, więc zapraszam na kolejną dawkę za parę dni :)



Z wizytą w Szybeniku:







Uwielbiam to zdjęcie!


Mati uwielbia dotykać mury.




I parę fotek z plażowania :)












piątek, 5 września 2014

Kubek na 6+!



Dzisiaj postanowiłam pokazać Wam nasz ulubiony kubek. Jeszcze 2-3 miesiące temu Mateusz pił tylko z butelki ze smoczkiem. Kupiłam mu kubek niekapek, ale niezbyt go polubił. Do tego ciekło z niego jak tylko upadł lekko na podłogę, albo został mocniej wstrząśnięty.

Mati ma problem napić się z butelki/kubka, który musi przechylić. Do tego wszystkie kubki, smoczki używane dłużej, źle wpływają na uzębienie i zgryz. Wobec tego wybrałam bidon z rurką. Ssanie rurki wymaga napięcia wszystkich grup mięśniowych, do tego usta ułożone są w "dziubek". U dzieci w wadami wymowy, zaleca się zabawy z piciem przez rurkę, co tylko utwierdziło mnie w wyborze. Do tego Mateusz nie musi wyginać się cały do tyłu, aby przechylić kubek.

Po pozytywnych doświadczeniach z marką Tommee Tippee (Mateusz pije z ich butelek mleko od urodzenia), wybrałam Bidon Pstryczek.



Oto co napisano na jego temat na stronie producenta:

"Bidon Pstryczek jest tak skonstruowany, by pomóc w nauce picia przez słomkę, a przy tym – to niekapek! Wyposażony jest w wyjątkowo miękką i delikatną dla małej buzi silikonową słomkę oraz przykrywkę z pstryczkiem, która pomaga utrzymać ustnik w czystości. Tak jak wszystkie kubki Explora, bidon naprawdę zabezpiecza przed rozlewaniem, a przy tym jest izolowany termicznie, by dłużej utrzymywać temperaturę i świeżość napoju.


  • Prawdziwy niekapek, ułatwiająca picie technologia Easi-Flow
  • Ustnik może być stosowany również z bidonem sportowym i bidonem łyczek
  • Izolowany termicznie, by napój dłużej pozostawał chłodny
  • Pojemność 300 ml – doskonała na spacery i podróże
  • Można myć w zmywarce
  • Odpowiedni dla dzieci w wieku 12 miesięcy +
  • Nie zawiera bisfenolu A (BPA)"


Wszystkie elementy kubka

Rurka z zaworkiem niekapka




Nasze wrażenia.

Na początku Mateusz miał problem z tak silnym pociągnięciem wody. Jednak po paru dniach nie sprawiało mu to żadnego problemu. Dzisiaj uwielbia swój kubek. Jak chce pić to sam go przynosi i woła "aaa". 

Butelka jest łatwa w utrzymaniu czystości. Poszczególne elementy łatwo się demontuje i montuje z powrotem. I co dla mnie najważniejsze - NIC NIE CIEKNIE! Chyba że Mateusz uzna, że rzucanie butelką po całym pokoju jest świetną zabawą... Kubek łatwo się trzyma w ręce dzięki wyprofilowaniu obudowy. Jedyny problem w bidonie to to, że rurkę czasami ciężko wydostaje się z przykrywki. 


Zakrętka z ustnikiem


Mateusz zaczyna sobie świetnie radzić również z klasycznym kubkiem. Więc w domu coraz częściej pije normalnie. Jednak na wycieczki czy spacery, bidon jest niezastąpiony! Do tego picie przez rurkę to świetna zabawa :)


Bidon w świetniej cenie można kupić na bebito.pl. Zamówiłam u nich już dwa kubki (bo w pierwszym rurkę obgryzł nam pies...). Szybka, tania wysyłka i dobry kontakt z obsługą.

Polecam również zajrzeć na stronę powerlook.pl. Ten sam właściciel, na pewno obsługa taka sama. A można znaleźć moją ukochaną Tangle Teezer w dobrej cenie.



Sklep ten był sponsorem naszego spotkania w Bełchatowie. Recenzja kubka nie jest sponsorowana!


środa, 3 września 2014

Pozbyłam się dziecka!


Ale tylko na 10h.
Spakowałam ubranka na zmianę, pieluchy, chusteczki i wysłałam do dziadków. 

Cały dzień spokoju! 
Pospałam do 10! (O 8 dałam Młodemu mleko i ubrałam. Później powrót do łóżka)
Zafarbowałam w spokoju sama włosy! 
Miałam ochotę tańczyć i śpiewać pół dnia! 
Nie musiałam ciągle pilnować, aby nie zrobił sobie krzywdy! 
Nie musiałam męczyć się z nakarmieniem go!
Nie musiałam przekonywać, że pora na drzemkę!
Nie słuchałam marudzenia, że chce coś dostać w ręce! 
Nie musiałam zmieniać pieluch! 
Ani męczyć się z umyciem mu rąk! 


Pół dnia sprawdzałam czy już wstał...
Pół dnia zastanawiałam się, czy nie jest głodny...
Pół dnia nie mogłam się na niczym skupić...
Pół dnia zastanawiałam się jak się bawi...


Tęskniłam..


A miałam odpocząć! 


wtorek, 2 września 2014

Co się działo u nas w sierpniu?

Miesiąc minął nawet nie wiem kiedy. Dzień za dniem, tydzień za tygodniem. Dość dużo się działo, tylko czasu brakowało na napisanie większej liczby postów.

Zaczęliśmy od spotkania w Bełchatowie. Było cudownie poznać inne mamy. W szczególności Karolinę, którą poznałam ponad 1,5 roku temu na pewnym forum dla przyszłych mam.

Matuś w Bełchatowie (fot. Anna Rucka)


Później urodziny mojej teściowej. Pół niedzieli spędzone u dziadków Młodego. Rozmowy w rodzinnym gronie i możliwość oglądania zabaw Matusia z dziadkiem. W kolejnych dniach rozpoczęliśmy akcję "dorosłe łóżko". Parę dni zamieszania, w efekcie dziecko zasypia samo i rano przychodzi uśmiechnięty do nas. Moją radość z przerobionego łóżeczka zniszczył pewien nieprzyjemny incydent. Na szczęście już nic nie zakłóca spokojnego snu mojego dziecka.

Byliśmy też na Tour de Pologne w Katowicach

Znaleźliśmy mleko bez laktozy w miarę rozsądnej cenie


Nie obyło się bez kolejnej imprezy urodzinowej. Tym razem świętowała ciocia Matusia. Było gwarno, wesoło. Matuś oczarował wszystkich gości.

Pojechaliśmy również na 3 dni na Słowację ze znajomymi. Odwiedziliśmy kompleks basenów termalnych. Chwila relaksu była nam potrzebna, gdy Mateusz pokazywał na co go stać.

Siedzieliśmy w piasku

Dużo spacerowaliśmy

Odwiedziliśmy Centralne Muzeum Pożarnictwa
Ostatni tydzień wakacji spędziła u nas moja chrześnica. Był to tydzień wielkiej radości dla Mateusza. Spędzali dużo czasu na wspólnej zabawie. Był tylko jeden problem - Mateusz nie chciał spać w dzień i na noc też mu się ciężko zasypiało.

Mati z kuzynem u pradziadków


Wygłupy po 21...


 W ostatnią sobotę sierpnia wybraliśmy się również do Kopalni Soli w Wieliczce. Była to moja pierwsza wizyta w kopani i myślę, że za rok wybierzemy się ponownie.

Mati na podziemnym placu zabaw :)

Sama zrobiłam coś dla siebie:


Ścięłam włosy o połowę i od razu lepsze samopoczucie :)



Wrzesień też szybko minie. Tym bardziej, że w piątek wyjeżdżamy na tydzień do Chorwacji :)

Zapraszamy na naszego Instagrama :)